wtorek, 25 listopada 2014

I kolejny raz niosę oświaty kaganek...

Pamiętacie jeszcze Agnieszkę? Ostatnio miałam niemal dokładnie taką samą sytuację. Całkowitym przypadkiem wspomniałam coś o ubezpieczeniu na wypadek zachorowania na raka – i zostałam okrzyknięta promotorką szarlatanerii i oszustwa, na domiar złego oberwałam spojrzeniem zarezerwowanym zwykle dla ludzi, którzy wciskają starszym paniom komplety garnków lub pościeli. Jeszcze żebym oberwała zasłużenie – za fanatyczne uwielbienie zdrowej kuchni czy coś – to machnęłabym ręką, ale coś takiego?

No nie mogłam odpuścić.
Wredne babsko (na co dzień moja dobra koleżanka, ale kiedy wpadnie w te swoje nastroje...) stwierdziło, że przecież przed zachorowaniem na raka nie da się całkowicie ubezpieczyć, więc całe to ubezpieczenie to pic na wodę, fotomontaż.

No więc zapytałam ją, czy ma OC. Odpowiedziała, że ma. Autocasco i NNW? Owszem, kupiła.
A czy wierzy, że autocasco pozwoli na uniknięcie kolizji i uszkodzeń ciała?

ubezpieczenie na wypadek zachorowania na raka


Nadąsane milczenie – coś dotarło. No więc tłumaczę dalej: czy autocasco i NNW mają zapewnić wsparcie i pomoc w leczeniu i naprawie? No tak...

I jesteśmy w domu. Trochę ze wstydem przyznam, że nie umiem za dobrze wygrywać – więc zrobiłam nieszczęsnej, nadąsanej dziewczynie przydługi wykład.

A to, że pomoc psychologiczna ma kolosalne znaczenie – bo ma, tak po prawdzie z pozytywnym nastawieniem mamy sporo większe szanse na pobudzenie do działania układu odpornościowego.

A to, że dodatkowe badania lekarskie i druga diagnoza pozwalają uniknąć błędów w rozpoznaniu choroby – i ustalić optymalny przebieg leczenia. Bo ludzie – nawet lekarze – czasem się mylą, po co ryzykować?

A to, że dostajemy szybki i wygodny dostęp do potrzebnych badań i zabiegów ambulatoryjnych – przecież o kolejkach w NFZ krążą już legendy...



Musiała chyba przez godzinę słuchać podobnych rzeczy – i mam nadzieję, że jej nie zraziłam.
 
Blogger Templates