piątek, 19 września 2014

Parowar – czyli jak bardzo się pomyliłam

Od pewnego czasu zaczęłam zauważać, że w poradach dietetyków i trenerów nieustannie przewijał się wątek gotowania na parze – za każdym razem w towarzystwie takich ochów i achów, że mimowolnie zaczęłam podejrzewać, że za wszystkim kryje się spisek i akcja reklamowa producentów AGD. Wiadomo – jeżeli opinie nie są zróżnicowane, to coś musi być nie tak – i nazwijcie mnie paranoiczką, ale w dzisiejszym świecie zazwyczaj tak to działa.
Wiadomo też, że przepuszczanie przez żywność dużej ilości pary wypłukuje smak i aromat, prawda?

Otóż nieprawda.

„Zdrowy rozsądek” i nutka paranoi przez długi czas pozbawiały mnie dostępu do czegoś, co śmiało mogę nazwać Świętym Graalem mojej obecnej diety – parowaru. Bierzcie poprawkę na to, że pisze neofitka – nie wstydzę się przyznać, że jestem tym cudem zafascynowana i będę Wam na wszystkie sposoby zachwalać jego działanie. Zwłaszcza, że przyrządzona w nim marchewka smakuje obłędnie, a fakt, że urządzenie jest elektryczne pozwala wmanewrować w jego czyszczenie męża ;).


Tyle jeżeli chodzi o samokrytykę – więcej później!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 
Blogger Templates