Wszystkie wiemy, jak bardzo nasz
organizm potrzebuje witamin i minerałów – szczególnie teraz,
kiedy nadchodzi jesień, ubywa słońca a ochłodzenie i wiatr mogą
posłać nas do łóżka w najmniej przyjemny ze sposobów. O tym, że
smażenie i pieczenie niszczy potrzebne nam składniki pojęcie mają
nawet mężczyźni (chociaż oni akurat nieszczególnie się tym
przejmują), ale czy wiedziałyście, że dłuższe gotowanie potrafi
zredukować ilość witamin i minerałów nawet o 70%?
Surowe warzywa są świetne – ale, o
dziwo, te gotowane na parze nieraz przewyższają je wartością
odżywczą i smakiem... No i o wiele łatwiej jest przekonać do nich
moją małą siostrzenicę (swoją drogą – macie jakieś porady
dla cioci małego niejadka?).
Dlaczego? Sekretem jest tu wyższa niż
podczas gotowania temperatura (około 120 stopni) oraz nieustanny
dopływ pary, co pozwala na zredukowanie czasu przyrządzania. Dobry
parowar pozwala na dodanie ziół i przypraw, dzięki czemu zwykłe
ziemniaki smakują po prostu obłędnie – a seler i pietruszka
stają się doskonałą przekąską, zachwycając przy tym kolorem i
jędrnością. A kiedy weźmiemy się za ryby czy mięso –
rezultaty są niesamowite.
W skrócie:
-
gotujesz bez zabójczego tłuszczu
-
nie ma potrzeby używania soli
-
przyrządzanie potraw jest szybkie i wygodne
-
odgrzewanie (a co, pracuję, wolno mi!) jest szybkie i zdrowe
-
parowar nie zajmuje wiele miejsca i jest łatwy w czyszczeniu
-
SMAK!
-
WITAMINY!
I jeszcze jedno – kiedy podczas
wywiadu przed zawarciem ubezpieczenia agentka zapytała o nawyki
żywieniowe, opisanie gotowania na parze wywołało jej wyraźną
aprobatę i zapewniło niewielką, ale w dłuższej perspektywie dość
znaczącą zniżkę – a więc za X lat moje błyszczące cudo
zwróci mi koszt swojego zakupu ;).